czwartek, 20 czerwca 2019

Juliusz Słowacki - Balladyna - AKT CZWARTY

AKT CZWARTY



SCENA I

/ Sala w zamku Kirkora. — Uczta. — Przez okna widać błyskawice. Grabiec ubrany jak król siedzi na pierwszym miejscu. — Balladyna, Kostryn, Szlachta, Służba zamkowa; Chochlik i Skierka stoją za krzesłem Grabka. /


JEDEN ZE SZLACHTY

Zdrowie jasnego króla!


GRABIEC

/ do Chochlika /

                        Podziękuj, ministrze.


CHOCHLIK

/ ze śmiesznym gestem /

Król dziękuje.


GRABIEC

                        Mój błaźnie, każ, niech pieczomistrze
Przynoszą nowe danie…


SKIERKA

                        Już kuchta zamkowy
Nie ma nic na półmisek prócz cielęcej głowy,
Lecz ta, niedopieczona, na królewskim karku.


GRABIEC

Widziałem dwa chodzące pawie na folwarku,
Upiec je i dać na stół, ja poczekam na nie.


KOSTRYN

Służba! przed jasnym królem, na ostatnie danie
Postawcie złotnikami napełnioną tacę.


GRABIEC

/ biorąc z tacy złotniki, rozdaje Chochlikowi, Skierce — a potem napełnia kieszenię /

Ministrze, za rok usług z góry ci zapłacę,
A nie drzyj tak poddanych; tobie, miły błaźnie,
Za tysiąc żartów, złotnik: spraw nam śmiechu łaźnię!
Sobie także za ciężkie płacę panowanie.
A to — to mi schowajcie jutro na śniadanie…


BALLADYNA

Honor to dla mnie, że gość tak dostojny
Raczył nawiedzić mój zamek i stoły.
Pijcie, panowie!

/ do Kostryna, który ją za rękę ściska, mówi cicho /

                        Chłopcze! siedź spokojny,
Na Boga! patrzą — odgadną — zginiemy.

/ do innych /

Pijcie, panowie! Panie Chrząszcz z Jemioły,
Pij waść. — Dlaczego pan Gryf siedzi niemy?
Proszę wynaleźć wesołą rozmowę.


PIERWSZY ZE SZLACHTY

Mówmy o herbach.


GRABIEC

                        Ja mam w herbie króla —
Złote trzewiki, koronę i głowę.


PIERWSZY ZE SZLACHTY

Ja mam dwie trzaski.


DRUGI ZE SZLACHTY

                        A ja mam pół ula.


PIERWSZY ZE SZLACHTY

A ty, grafini?


BALLADYNA

                        Ja?…


KOSTRYN

                        Pani! wszak byłaś
Księżniczką możnej Trebizonty.


GRABIEC

                        Proszę!!!
Najświętsza Panno! co ty narobiłaś
Książąt na ziemi! Miałaś aśćka grosze?


BALLADYNA

Ja? — o! wspomnienie! Wuj nielitościwy
Wygnał mię z państwa, zagrabił dzielnicę;
Przez niego bracia moi królewice
Zamordowani.


GRABIEC

                        Proszę! co za dziwy!
Kto by uwierzył?…


BALLADYNA

                        I mnież odmówicie
Wiary? — nie proszę o pożałowanie.
Ach ja szczęśliwsza, ja uniosłam życie;
Lecz matka moja! — Matkę moją, panie,
Zamurowano w pałacu framudze.


GRABIEC

Biedna starzyzna!


BALLADYNA

                        Ale ja was nudzę
Opowiadaniem tego, co mię boli.
Proszę pić! proszę! Gdzie krajczy? podstoli?
Niech daje wina… Wy czar dolewajcie,
Bądźcie weseli…


GŁOS SŁUGI

/ za kulisą /

                        Stój, matko!


GŁOS WDOWY

/ za kulisą /

                        Puszczajcie!


BALLADYNA

Gdzie ja się skryję?


WDOWA

/ wpada przebijając się przez służbę i staje śród sali — dygając pomieszana /

                        Kłaniam pięknie, moi
Rycerze. — Córko! ha! to się nie godzi
Zapomnieć o mnie.


BALLADYNA

                        Co się babie roi?
Co to za stara kobieta?


WDOWA

                        Wy młodzi
Hulacie? dobrze. — Ale też o matce
Warto pomyśleć. — A to mnie jak w klatce
Zamknięto — stara czeka, czeka, czeka —
Ani przysłała kawałeczka chleba.
A to głód, córko! A przynajmniej mleka
Kropelkę dajcie — wszak tu manna z nieba
Padać nie będzie dla biednej staruszki.


BALLADYNA

Co to się znaczy? to jakaś szalona.


WDOWA

A daj mi, córko, te złote dzbanuszki,
Matce się pić chce.


BALLADYNA

                        Czemu tu wpuszczona
Ta stara?…


KOSTRYN

                        Wziąść ją! idź z Bogiem. — Mój królu,
To obłąkana.


WDOWA

/ do Balladyny /

                        A powiedz: matulu
Do twojej matki, nie nazywaj: stara —
Stara, ta stara —


BALLADYNA

                        Wziąść ją! wyprowadzić!


GRABIEC

Cha! cha! cha! — jaka to chłopska maszkara,
Dajcie jej pokój: trzeba ją posadzić
Z nami do stołu.


WDOWA

                        To mi to pan dobry!…
Widzicie! dajcie ławkę, niech usiędę.
Tak, tak, tak trzeba, mój rycerzu chrobry,
Czcić starą matkę. — Czy to ja uprzędę
Piękniejszą sobie suknię z pajęczyny?
To wina mojej kwoczki Balladyny,
Że ja w łachmanach, rada czy nierada.
Niech się nie dziwi żaden z was acanów,
Że ot

/ pokazując na suknie /

                        nie złoto, lecz kilka łachmanów
Ze starych kości na proszek opada;
Proszę wybaczyć córce mojej…


BALLADYNA

                        Piekło!
Jak tu wpuszczono tę żebraczkę wściekłą?
Powiedz, jak weszłaś do złotych pokoi?
Ja ciebie nie znam…


WDOWA

                        O! święci anieli!
Nie znasz?… ty matki nie znasz? matki twojej?


GRABIEC

Cha! cha! cha! — uszy królewskie weseli
Taki rozhowor…


WDOWA

                        Powtórz, córko, śmielej,
Ty matki nie znasz? twojej własnej matki?


BALLADYNA

Czy wy ją znacie, panowie? powiedźcie,
Co to za wiedźma?


WDOWA

                        Świećcie mi! ach świećcie,
Niebieskie gwiazdy! — Wy mi bądźcie świadki,
Jeśli z was który ojcem?… O ty jędzo!
Ach okropnico córko! to ja ciebie
Nie znam.


BALLADYNA

/ do Kostryna /

                        Każ, niech ją za wrota przepędzą,
Szczeka za głośno.


WDOWA

                        Urodziłam z siebie
Trumnę dla siebie — o Boże! mój Boże!…

/ Służalce na znak dany przez Kostryna chwytają za ręce. /

Puszczajcie! córko! niech pomyśli — córko!…
O córko! pomyśl — ale tam na dworze
Ciemno, deszcz pada, a piorun pod chmurką
Czeka na siwy mój włos, by uderzył.
Patrzaj przez okno — grom nie będzie wierzył,
Jak mię zobaczy samą w taką burzę,
Że ja nie jestem jaką zabójczynią,
Co się po nocy błąka…

/ Ciągną ją na znak gniewliwy Balladyny. /

Powiem chmurze,
Niech bije w zamek gromem! Nie targajcie,
Ja pójdę sama. — Świat teraz pustynią
Dla starej matki…


BALLADYNA

                        Chleba kawał dajcie.


WDOWA

Bodaj cię chleb ten zadławił! zadławił!
O! nie targajcie; bo i tak podarta
Sukienka moja — wiatr się będzie bawił
Z łachmanem starej matki. O! to czarta
Córka; nie moja! nie moja! nie moja!

/ wychodzi — wyprowadzona przez służbę /


BALLADYNA

/ po długim milczeniu /

Czemuście smutni? Wszak pod uczty koniec
Ludzie szczebiocą, co język przyniesie.
A wy milczycie jak w zamczysku zbója?

/ Słychać tętent. /

Co to za tętent?


SŁUGA

                        Przybył grafa goniec.


BALLADYNA

Niech wejdzie…

/ Goniec wchodzi. /

                        Jakie od męża nowiny?


GONIEC

Pan graf pozdrawia…


BALLADYNA

                        A kiedy z powrotem?


GONIEC

Burza go w bliskim zaskoczyła lesie.
Konie ognistym przerażone grzmotem
Grzęzły po bagnach; sosny się jak trzciny
Gięły z okropnym hukiem i łoskotem.
Nie można było dotrzeć do zamczyska,
I pan graf czeka w pustelnika celi,
Aż się ta burza wygrzmi i wybłyska.


BALLADYNA

Cożeście z panem nowego widzieli?


GONIEC

Pan graf pomyślnej dokonał wyprawy.
Zaledwieśmy wjechali w gnezneńskie ulice,
Koło czerwonej bramy spotkaliśmy orszak
Rycerzy uzbrojonych; na ich czele Popiel
Jechał konno. Koń jego dumny piął się nieraz
I zawieszał w powietrzu żelazne kopyta
Nad głowami pokornie klęczącego ludu.
Wtem Kirkor — któż by myślał? Kirkor samotrzeci
Chwyta dłonią koniowi królewskiemu cugle
Krzycząc: „Srogi tyranie! trzema zabójstwami
Doszedłeś aż do tronu: idź w piekło!” To mówiąc
Mieczem rozciął przyłbicę ukoronowaną
I za szaty chwyciwszy podniósł, wstrząsnął trupa
I ludowi pokazał. Lud zrazu oniemiał;
Potem w niebo ogromnym uderzył okrzykiem,
Nie można było wiedzieć, pochwalał czy ganił.
Nagle się cały ku nam rzucił szumną falą,
Chwila — a już nas jako trzy maleńkie mrówki
Zalał, strzaskał, zdruzgotał. Kirkor jedną ręką
Trzymał trupa, a drugą swój miecz zakrwawiony.
My zaś, jego rycerze, pełniąc rozkazanie,
Mieczów nie dobywali. Wtem tłok ludu, jako
Bałwan rzucony wiatrem, zniżył się kolanem
Przed olbrzymią postawą Kirkora i wołał:
„Niech żyje ludu mściciel! Kirkor król niech żyje!”


BALLADYNA

Co mówisz? Kirkor królem?


GONIEC

                        Racz końca wysłuchać.
Gdy lud głosił go panem, Kirkor miecz błękitny
W trupiej ocierał szacie; widać, że głęboko
Dumał, jakimi słowy myśl wyrazić zdoła.
Na koniec rzekł: „O! Lachy, ja nieznany rycerz,
Nie mogę przesławnemu władać narodowi; Com uczynił, czyniłem nie dla wyniesienia
Głowy mojej, czyniłem to dla szczęścia ludu.
Jam stworzony do ciszy wiejskiej i prostoty,
Dla mnie za ciężką nawet była godność grafa,
I zniżyłem ją szczeblem, pojąwszy w małżeństwo
Zamiast jakiej królewny ubogą chłopiankę;
Ona zamiast herbowych znaków połączyła
Z herby moimi dzbanek pełny malin; ona
Niepodobna królowej; ani państwa pany
Zechcą chłopianki dzieciom na przyszłość podlegać”.


BALLADYNA

Niegodne kłamstwo! kłamstwo! to kłamstwo!…


GONIEC

                        I dalej
Kirkor tak rzecz prowadził: „Ogłoście po kraju
Bezkrólewie; a kto się na zamku pokaże
Uwieńczony prawdziwą koroną Popielów,
Koroną, w której znany brylant „żmije-oko”
Między dwoma rubiny na trzech perłach leży,
Tego królem obierzcie”. Lud zgodnym okrzykiem
Przyzwolił na tę mowę, i osierocony
Czeka, aż się ukaże król, dziedzic korony.


GRABIEC

/ na którego wszyscy patrzą /

Czemu ci ludzie patrzą na mnie jak gawrony?


SZLACHTA

Klękajmy wszyscy przed tym ukoronowanym,
On królem…


GRABIEC

                        Co? ja królem? gdybym nie był pjanym,
Upiłbym się z radości. Los głupi jak rura!
Wyskoczyłbym ze skóry, gdyby moja skóra
Nie była teraz skórą królewską.


SZLACHTA

                        Żyj długo…


GRABIEC

Sto lat! Sto lat żyć będę; wziąłem skórę drugą
Jak wąż — jak wąż, panowie, mam oko z brylanta.
Puściłbym się po sali z grafinią kuranta,
Gdyby nie godność, prawda? która siedzieć każe.
Tak się w mój tron złocisty królowaniem wrażę,
Że nie oderwą ludzie od tronu człowieka.
Proszę! co za dziw!


BALLADYNA

/ do Kostryna /

                        Słyszysz, jak burza się wścieka?
Dzwonią deszczowe rynny.
W tej okropnej burzy
Słyszę głosy płaczące…


KOSTRYN

                        To krzyk nocnych stróży.


BALLADYNA

Nie, to są jakieś głosy inne, jęk ze świata
Umarłych. — Lej mi wina. Wszystko tak się splata,
Że chyba się powiesić.


GRABIEC

                        Teraz po obiedzie
Trzeba wymyślić wesołą zabawę.
Każcie tu wpuścić kuchenne niedźwiedzie,
Co kręcą rożnem; niech tańczą.


JEDEN ZE SŁUG

                        Kulawe,
Pan graf podstrzelił je…


GRABIEC

/ do Chochlika /

                        Więc ty, ministrze,
Weź moje berło wierzbowe i na nim
Graj jak na dudzie — a zatykaj bystrze
Dziurki palcami, jeśli pomysł nowy,
Dążący prosto ku uszczęśliwieniu
Przyszłych poddanych, wypsnie ci się z głowy
Przez głupie wrota. Słuchajcie w milczeniu…
Graj!


CHOCHLIK

                        Co grać, panie?


GRABIEC

                        Kładź palce na dziury,
Te berło z mojej wykręcone skóry
Wie, co ja lubię.


SKIERKA

                        Graj! ja do wtóru
Zawołam echa ciemnego boru,
Co rzecz widziały.

/ Chochlik gra na flecie smutną pieśń wiejską, a zmieszane głosy w powietrzu poczynają śpiewać. /


ŚPIEW

    Obie kocha pan;
    Obie wzięły dzban:
    Która więcej malin zbierze,
    Tę za żonę pan wybierze.
    Cha!… cha!…

/ Pieśń niknie jak echo. /


BALLADYNA

Co to się znaczy? kto śpiewał i taką
Pieśń skończył śmiechem?


KOSTRYN

                        Cyt… to przywidzenie!


BALLADYNA

Ktoś śpiewał…

/ do Chochlika /

                        Proszę, graj —

/ do Kostryna na stronie /

                        A ty, Kostrynie,
Patrz w twarze ludzi, a jeśli dostrzeżesz,
Z których ust wyjdzie pieśń, powiedz; obmyślę,
Co z tym człowiekiem stanie się…

/ do Chochlika /

                        Dudarzu,
Zagraj mi jeszcze wieśniaczą balladę
I obudź echa wiszące nade mną
W kopule sali. — Objaśnić pochodnie.

/ Chochlik gra. /


ŚPIEW DUCHÓW

    Tobie szatan stróż
    Włożył w rękę nóż;
  Siostra twoja rwie maliny.
  A ty? a ty? Nóż twój siny
    Poczerwieniał krwią… O!

/ Pieśń kończy się echowymi jękami. /


KOSTRYN

Przestań, grafini mdleje.


BALLADYNA

                        Nie… ja żywa…
Śpiewajcie… jeszcze. — Objaśnić pochodnie…

/ Chochlik gra. /


ŚPIEW DUCHÓW

    Na twej czarnej brwi,
    Niby kropla krwi.
  Kto wie, z jakiej to przyczyny?
  Od maliny? lub kaliny?
    Może… cha!…

/ Pieśń kończy się echem. /


BALLADYNA

/ daje znak ręką /

Dalej…


JEDEN Z PANÓW

                        Co znaczy takie obłąkanie
W oczach grafini? Czy prosta piosenka,
Którą wieśniacy przy grabionym sianie
Nucą na fletniach, tak ją biedną nęka?…


BALLADYNA

Dalej!…


JEDEN Z PANÓW

                        Obudźcie tę kobietę bladą.
Ona zasnęła i śpi z otwartymi
Oczyma…


KOSTRYN

/ do nieruchomej Balladyny /

                        Pani!…


JEDEN Z PANÓW

                        Rozkaż, niech ją kładą
W gorące łoże, skościała jak drewno…

/ Grom bije głośny… Balladyna budzi się. /


BALLADYNA

Co ze mną było?… Jak ja okropnymi
Sny przerażona.

/ do Kostryna /

                        Słuchaj ty… ja pewno
Gadałam we śnie. Czy we śnie gadałam?


KOSTRYN

Nie…


BALLADYNA

                        Bogu dzięki. Ale gdy ja spałam,
Wyście musieli rozpowiadać głośno
O czym okropnym?

/ do gości /

                        Proszę, pijcie! — widzę,
Że lepiej zrobię usiadłszy za krosno
Niż przy pucharach.


GRABIEC

/ budząc się /

                        Przepraszam, panowie.


BIESIADNICY

Za co?


GRABIEC

                        Przepraszam i bardzo się wstydzę,
Że byłem zasnął.

/ pije /

                        Zamku pana zdrowie!


BIESIADNICY

Zdrowie Kirkora!


GRABIEC

                        Podściwy! podściwy!
Zamiast panować woli jeść maliny.
Każcie, niech jaki leśnik lub myśliwy
Pójdzie do boru i malin przyniesie.


BALLADYNA

Straszne zachcenie…


GRABIEC

                        W podzamkowym lesie
Muszą być słodkie maliny i duże,
I smakowite, skoro Kirkor woli
Dzban takich malin niż meszty papuże
I płaszcz królewski. — Każ, niech nam podstoli
Malin dzban poda na pokosztowanie.


BALLADYNA

Odwagi!… nic się gorszego nie stanie.
Słyszałam echa grobowych rozwalin,
Ujrzę, czy więcej prócz słów co wyrzucą
Wzruszone groby. — Malin! dajcie malin!

/ Pokazuje się cień biały Aliny z dzbankiem malin na głowie. /

Czułam cię dawno w powietrzu — a teraz
Widzę. — Jak błyszczą oczy twoje — biała!
Ja się nie lękam — widzisz — ale ty się
Nie zbliżaj do mnie…


PIERWSZY ZE SZLACHTY

                        O czym ona gada?


BALLADYNA

Mów ze mną przez stół. — Niech mi jaki człowiek
Da rękę — ja się boję —


PIERWSZY ZE SZLACHTY

                        Czy słyszycie,
Jak ząb jej dzwoni o ząb z przerażenia?


BALLADYNA

Idź… potępiona — odnieś, skąd przyniosłaś
Ten dzbanek pełny czegoś, co się rusza,
Jak to, co w grobie. — Czy powieszonego
Na zamku wieży przed latami trupa
Cień padł do sali i stoi na nogach
Nie oddychając… — O! precz… widmo białe
Zarżniętej —

/ Cień znika. /


PIERWSZY ZE SZLACHTY

                        Jaka woń malin! czujecie?


DRUGI ZE SZLACHTY

Powietrze pełne malin…


BALLADYNA

/ padając /

                        O! umieram!


KOSTRYN

Wody!… hej wody! Ja szaty rozdzieram,
Lejcie tu na pierś — niech służebne wnidą.

/ Wchodzą kobiety. /

Wynieście panią…

/ Wynoszą Balladynę. /

                        Raczcie wstać od stołu,
Pochodnie gasną. Napełnia ohydą
Ten stół splamiony, resztki chleba, wołu.
Czy chcecie rzucać ogryzione koście
Wzajem na siebie, jak czynią Duńczycy?…
Proszę do komnat. — Wy stoły wynoście;
Wy z pochodniami poprzedzajcie króla,
Gdzie dlań usłano w pobocznej wieżycy
Łoże puchowe. — Jutro się rozhula
Zamek i będzie wesoły jak wczora.
Lecz na dziś dosyć… Panowie, spać pora.
Proszę porzucać puchary i ławy — Jak ciężko
Lachy odpędzić od strawy
I od napoju; wiszą by pijawki
Na uszach dzbanka, przy muzyce czkawki.

/ Podczas tej mowy wynoszą stoły. Grabiec wyprowadzony przez służbę z pochodniami, za nim wszyscy biesiadnicy i Kostryn wychodzi ostatni. /


SCENA II

/ Las przed celą pustelnika. Burza trwa. /

/ Pustelnik i Kirkor. /


KIRKOR

Chroń się, starcze, do celi, burza tobie z głowy
Okradnie siwe włosy. Ludzie i zdarzenia
Kradną… złodziej płaszcz zedrze, a nędza koszulę.
Trzeba wszystkiemu zbrojną ręką się opierać…
Lecz smucisz się za wcześnie — bo ja ci przysięgam,
Że zginę lub skradzioną koronę odzyskam.
Oto choć bliski domu, mógłbym za godzinę
Z ust żony pocałunków tysiąc wziąć na drogę
I napić się jak ptaszek w różanym kielichu,
Dziobiąc rosy perełki: wolę tej rozkoszy
Zaniechać, a do Gnezna zaleciawszy nocą,
Lud zebrać — i obwieścić wszystkiemu gminowi,
Jakoś ty, dziedzic prawy, bezecną kradzieżą
Dobra twego postradał. Potem zaś trębaczom
Każę głosić po kraju i mieście, że kto się
O tron Lachów zgłaszając pojawi na zamek
Uwieńczony prawdziwą koroną Popielów,
Temu ja fałsz zarzucam; takiemu na czole
Mieczem wypiszę słowo zasłużone: *złodziej*…
Módl się więc za mnie, starcze, aby mi Bóg żywy
Dał zwyciężyć na szrankach — i czekaj z powrotem.


PUSTELNIK

Niech cię Bóg błogosławi.


KIRKOR

/ klaszcze /

/ Wchodzi Żołnierz. /

                        Wsiadać na koń! lotem
Trzeba spieszyć do Gnezna.

/ Rycerz wychodzi. /


PUSTELNIK

                        Słuchaj! ja ci radzę
Wróć do zamku, odpocznij, po dalszej rozwadze
Obaczysz, co przedsięwziąć.


KIRKOR

                        Ja, starcze, leniwy,
Dzisiaj odrobić chcę całą pańszczyznę;
A odrobiwszy całą, żyć szczęśliwy
Z drogą małżonką. Całą ci ojczyznę
Włożę na barki; a gdy będziesz dźwigał
Rzeczy i ludzi, to ja się zakopię
W zamku spokojny… Niechby mi dościgał
Sad owocowy, niechbym małe chłopię,
Dzieciątko moje, na rękach kołysał,
O to się modlę… Ty mi zaś co roku
Z tronu do chaty listy będziesz pisał.
Niechaj raz na rok spadnie mi z obłoku
Biały gołąbek i pod skrzydełkami
Przyniesie powieść, pełną tych wielkości,
Co budzą uśmiech i sen pod lipami
Dają smaczniejszy… Król mi pozazdrości
Żony i dziecka, i lipy, i chłodu,
I snów pod lipą — i złotego miodu. —
Żegnaj mi! żegnaj! Nim słońce zaświeci,
Będę w stolicy. Hop! hop! na koń, dzieci!

/ Kirkor wychodzi. Słychać tętent oddalających się. /


PUSTELNIK

/ sam /

O Boże! Boże! Wolę, niech do Gnezna wraca,
Niżby miał do tych piersi szlachetnych przycisnąć
Krwawą swoją małżonkę. Bogdajbyś ty nigdy
Nie znał, Kirkorze, z jakiej matki się urodzą
Dzieci twoje. Bogdajby za pierwszą nagrodę
Bóg uczynił cię wdowcem, nim ojcem uczyni.

/ Słychać głos Wdowy. /


WDOWA

/ za sceną /

Biedna ja! biedna!


PUSTELNIK

                        Co to za wołanie
Tak pełne płaczu?


WDOWA

/ za sceną /

                        O biedna ja! biedna!

/ Wdowa wchodzi jak ślepa, szukając drogi ręką. /


PUSTELNIK

Jakaś kobieta, jak łachman w łachmanie,
W noc tak okropną, ślepa, sama jedna!

/ do Wdowy /

Skąd, moja matko?


WDOWA

                        Matko? O! na Boga,
Tak nie nazywaj, córko niegodziwa!
Matka? psia matka!


PUSTELNIK

                        Skąd idziesz, uboga?


WDOWA

Ja nie uboga. — Siwa, siwa, siwa,
Jak gołąbeczek. — Nie wiesz, co się stało?!
Grafini, moja córka, wielka pani,
A ja na wietrze z głową taką białą
Mówię piorunom: „Bijcie! bijcie we mnie!”
I nie chcą słuchać… A w zamku zebrani
Pijaki sobie winszują wzajemnie,
Że córka moja pije, wielka pani. —
Czy ty rozumiesz? — Ma zamek i wieże —
Grafini —


PUSTELNIK

                        Jak się córka twoja zowie?


WDOWA

Zowie się córką. Ale ja nie wierzę,
Ażeby ona miała oczy w głowie,
Oczy, co płaczą. — W taką zawieruchę,
W takie pioruny, na deszcz wygnać matkę!
Co ją karmiła, co piersi ma suche,
Starością suche — a włos taki biały,
Jak co świętego.


PUSTELNIK

                        Chodź pod moją chatkę,
Ty drżysz od zimna! chodź!


WDOWA

                        I zamek cały
Do niej należy, wielki jak pół świata…
Widzisz!… Grafini?!


PUSTELNIK

                        Chodź!…


WDOWA

                        Tu będę czekać;
Czy córka moja wie, gdzie twoja chata?
A kto wie? może, jak pies zacznie szczekać
Na jaki łachman, to wspomni o matce
I każe szukać po świecie. — Być może!
Wszak Bóg ma litość!


PUSTELNIK

                        Chodź! przepłaczesz w chatce
Tę noc burzliwą, a gdy błysną zorze,
Ja cię powiodę do wielkiego króla;
Do nóg się rzucisz błagając o litość
I…


WDOWA

                        Powiem — jemu:… „Ja biedna matula
Do nóg się rzucam.

/ klęka /

                        Królu! złoty panie!
Każ córce, która ma złota obfitość,
Niechaj mnie kocha”.

/ wstaje /

                        A król z tronu wstanie
I zaprowadzi mnie do serca córki.
O! o! o!

/ płacze /

                        Wiesz ty, za szkaplerza sznurki
Wieszałam się na sośnie skrzypiącej, za garło,
Drzewo się ułamało…
Głupia — ślepa, wybrałaś gałązkę umarłą,
Gałązkę — córkę drzewa. — Żelazna gadzino,
Nie zlitowałaś się ty matki wdowy?
A ja by żyła chleba okruszyną
W twoich pałacach! Niechby twoja ręka
Sypiąc gołąbkom w trawę żer perłowy
Nie odganiała od pszenic ziarenka
Zgłodniałej matki. — Wygnać w las! na burze!
Wypędzić matkę! — Upadłam w kałużę
I grom czerwony wyjadł z powiek oczy,
Wyjadł do szczętu…


PUSTELNIK

                        Oślepłaś?…


WDOWA

                        Mózg toczy
Okropna ciemność. Miałam przed wieczorem
Tyle światłości, że mogłam za borem
Rozróżnić białe słońce od księżyca;
A teraz…

/ Błyska. /


PUSTELNIK

                        Jak to? i ta błyskawica
Nie świeci tobie?


WDOWA

                        Wzrok ludzi nie strzeże
Od Boga ręki — co mi dziś po wzroku.
A wiesz ty?… wiesz ty, że ja teraz wierzę,
A nie wierzyłam dawniej — że co roku
Ptaszki jaskółki nim pójdą za morze,
Stare, zgrzybiałe, biedne matki — duszą.
Tak, tak, tak… ludzie prawdę mówić muszą.
Żebrząc po świecie, piosenkę ułożę;
Groszową piosnkę o jaskółkach czarnych,
Co duszą matki — proszę! w ptaszkach marnych
Taka nielitość! Wygnać matkę starą,
Głodną, na cztery wichry, targające
Za siwe włosy.


PUSTELNIK

                        Podściwych tysiące
Padają na tym świecie złych ofiarą.
Gdybym ja ciebie wziął za nieszczęść świadka…


WDOWA

To i ty matka… i ty także matka?
Nie pójdę z tobą, bo się będziem kłócić
O piękność imion naszych córek — moja!
Ach gdybyś ty mię z grobu chciał occucić,
Wołaj: „Bladina”. — Pójdę szukać zdroja
I pić jak wróble, zadzierając główkę
Do Pana Boga — dzięki Mu, dał wody.

/ śpiewa mrucząc /

  Stara miała jedną krówkę
    I chacinę, i ogrody,
    I dwie córki…

/ odchodzi w las /


PUSTELNIK

                        Po kraju całym szukać każę
Tej matki — i okropny sąd wydam na dziecko.

/ odchodzi do celi /



SCENA III

/ Noc — błyska. — Sala bez światła w zamku Kirkora. /

/ Skierka i Chochlik wychodzą z drzwi, którymi wyprowadzono po uczcie Grabka. /


SKIERKA

Nasz pan usnął tam na wieży
I śpi głęboko; ja lecę,
Nim się ta burza uśmierzy,
Kąpać się w błyskawicach.


CHOCHLIK

                        Ja wyprawiam hecę
W stajni, gdzie nad wrotami nie przybito sroki.
Czy wiesz, że na tej wieży puchacz jednooki
Zaprosił mnie na ucztę; będzie patrzał krzywo,
Jeśli pogardzę udem zadziobanej myszy.


SKIERKA

Ja matkę bociana siwą
Lecę nakarmić; nie słyszy
Na prawe ucho i ślepa;
Wczora od chłopskiego cepa
Uratowałem niebogę…
Polecę, czekać nie mogę.
W taką burzę biedna stara
Może z przestrachu umarła.


CHOCHLIK

Co to za stuk?…


SKIERKA

                        To burza drzwi zawarła.


CHOCHLIK

Cyt… ktoś idzie…


SKIERKA

                        Jakaś mara
W bieli… przez okno wylecę…

/ wylatuje przez okno /


CHOCHLIK

Za nim! na koniach w zamku wyprawować hecę.

/ wylatuje /



SCENA IV

/ Sala taż sama. /


BALLADYNA

/ sama wchodzi w nocnym ubiorze z nożem w ręku /

Nie mogłam spać, nóż leżał przy mnie, wzięłam…
W koszuli — wstyd! gdyby cię kto zobaczył
W koszuli z nożem w ręku? — Jak tu ciemno!…

/ idzie ku wieży /

Cyt!… jakiś szmer? — Wiatr mi zagasił świecę…
To przywidzenie — nic nie słychać, zamek cały
Głęboko śpi… Lecz jeśli śpi ten człowiek
Z otwartą tak powieką?… to co? to co?
Jeżeli dziś nie zrobię rzeczy, jutro
Żałować będę, wiem, żałować będę.
Wiatr zamknął za mną drzwi, a ja myślałam,

Że jaki ciemny duch zamykał za mną;
I dotąd nie spojrzałam w tamtą stronę,
Jakbym się bała spotkać z czym okropnym.

/ ogląda się /

A widzisz, nie ma nic, nic nie ma. Ciemne
Powietrze, mgła; żadnych nie widać mar.

/ Błyska. /

Wszelki duch Boga chwali! Jaka to była
Błyskawica czerwona! jak wszystkie ściany
Widziałam białe. — Cyt. — Nie słychać nic —
Spiesz się! — Lecz jeśli żar błyskawic lunie
Na moją twarz, gdy będę z nożem stała
Nad nim; to co? — Ogień pokaże tobie
Miejsce, gdzie masz uderzyć. — O! błyskawice,
Stwórzcie czerwony dzień na łonie nocy,
Bądźcie mojego czynu słońcem. — Idę.

/ wychodzi na wieżę /



SCENA V

/ Sala taż sama. /


KOSTRYN

/ wchodzi zbrojno z dobytym mieczem /

Drzwi otworzone. Teraz mię, Fortuno,
Prowadź i pomóż ze złotego cielca
Jak Jazonowi złote obciąć runo,
A ja przysięgam, że choć syn wisielca,
Będę na tronie jako syn książęcy;
Dziś sługa gorszych, jutro pan tysięcy
Lepszych ode mnie. — Cyt. — To puchacz huczy
Na wieży zamku. — Idźmy na drabinę —
Wszystko gotowe. Mam pęk cały kluczy
Od bram zamkowych, płachtami obwinę
Konia podkowy — i z ową koroną
W pochmurnej nocy jak duch czarny zginę;
A co nad wszystko, z cudzołożną żoną
Rozbrat na wieki. O! szatanie, prowadź!

/ chce iść na wieżę i we drzwiach spotyka się z powracającą Balladyną /

Kto to?

/ cofa się z przestrachem /


BALLADYNA

                        Ja.


KOSTRYN

                        Sama — w ciemnościach — co znaczy?
Słyszałem jakiś jęk, szedłem ratować.


BALLADYNA

Przynieś mi światła; niech światło zobaczy,
Jak ja okropnie muszę być czerwona.
Skończyłam. — Kogo ty ratować chciałeś?
Już zdaje mi się, że ta burza kona,
Ustało błyskać. — To i ty słyszałeś
Ten jęk okropny?… aż tu było słychać?!
To dziwnie! Kiedy przestawał oddychać,
Raz westchnął. — Idź ty po światło, Kostrynie,
Idź na dół.

/ Kostryn wychodzi. /

                        Dziwnie krew pachnie ode mnie…
Stało się — stało; teraz nadaremnie
Żałować rzeczy. Stało się — przeminie.
Z nas wszystkich kiedyś będą takie trupy. —
Świecy! — mój cały zamek za błysk świecy!

/ Kostryn wchodzi bez światła. /


KOSTRYN

Wszystko śpi w naszej ceglanej fortecy,
Nawet zagasły latarniowe słupy
Przy bramie zamku. Czy służbę rozbudzić?


BALLADYNA

Nie budź nikogo; musiałam zabrudzić
Ręce po łokieć. Dziwną pachnę wonią.


KOSTRYN

Wzięłaś koronę?


BALLADYNA

                        Nie… stój, pójdę po nią.
Ja się nie lękam. Wiem, gdzie stoi łoże.

/ Wychodzi Balladyna na wieżę. /


KOSTRYN

Straszna odwaga. Omal tobie, Boże,
Nie podziękuję, że mi ona kradnie
Czyn ten okropny… Chciałbym na jej czole
Zobaczyć, jaką barwą lwica bladnie.

/ Balladyna wraca bez korony. /


BALLADYNA

Próżno w ciemnościach macałam po stole,
Ten stół miał jakieś rysy zimnej twarzy.
Może to nie był stół…


KOSTRYN

                        Ty stój na straży,
Ja pójdę szukać…


BALLADYNA

                        Stój… Nie, idź — wszak ja się
Nie lękam siebie. — Nawet nie żałuję…

/ Kostryn wychodzi na wieżę. /

Ja wiem, że zwykle Lachom żal po czasie
Zawraca głowy i sen cichy truje.
Może się teraz trup czerwony snuje
Przed ludzi śpiących oczyma, a oni
Przez sen żegnają krzyżem cichą marę. —
Schodzi po wschodach; jak te szczeble stare
Trzeszczą…

/ do Kostryna, który wchodzi z koroną /

                        Znalazłeś… ty coś trzymasz w dłoni?


KOSTRYN

/ ponuro /

Tak.


BALLADYNA

                        Daj. Nie! nie! nie! nie zbliżaj się do mnie,
Bo będę wołać ratunku od ludzi…
Stój tam.


KOSTRYN

                        Co znaczy? mówisz nieprzytomnie.


BALLADYNA

Stój tam, bo krzyknę, zamek się obudzi,
Stój tam z daleka, aż w tobie przeminie
Ta myśl… W powietrzu ją czuć… o! Kostrynie,
Chciałeś mię zabić, serce twoje biło
Głośno, jak moje bije, gdy zarzynam.


KOSTRYN

Jeślim to myślał, na wieki przeklinam
Ów zakąt mózgu, gdzie się urodziło
Szalone dziecko.


BALLADYNA

                        Chodź tam, do komnaty…
A namówiemy się po cichu razem,
Co jutro czynić…

/ Rozwidnia się trochę. /


KOSTRYN

                        Doniosły mi czaty,
Że Kirkor wrócił do Gnezna, żelazem
Grożąc takiemu, co by się z koroną
O tron upomniał…


BALLADYNA

                        To nic… będę miała
Ludzi i miecze; a za moją stroną
Będzie ta tłuszcza ludzi, omal cała
Karmiona w zamku… Kirkor nie poskromi
Złotego deszczu. — Cyt. —


KOSTRYN

                        Nic, to na dworze
Wróble świegocą.


BALLADYNA

                        Jak to? już dzień? Boże!
Jak biała światłość… mdło mi! mdło mi! mdło mi


KOSTRYN

Idź, prześpij szarą godzinę poranku.
Ja sam obudzę, gdy słońce zaświeci;
Staniesz w rycerzy uzbrojonych wianku.
Jakoś to będzie — wojsko nam się skleci.
Daj klucz od skarbu, będę mierzył garcem
Przekupne złoto.


BALLADYNA

                        Skończ także ze starcem,
Co mieszka w celi — a nas tylko dwoje
Będzie wiedziało.


KOSTRYN

                        Ty ciężarna; troje.


BALLADYNA

Jak to? i dziecko noszone w żywocie
Będzie wiedziało? — Idź! — W biednej istocie
Nie urodzonej taka tajemnica.
Ty się najgrawasz? jeśliby tak było,
Jak ty powiadasz — czy ja szalenica
Porodzić żywe? Lecz nie — będzie żyło,
Dziecko nic nie wie…


KOSTRYN

                        Niechaj moja lwica
Spać się położy — i zbudzi się świeża
Do nowych czynów, w przyłbicy rycerza.

/ Wychodzą. /

KONIEC AKTU CZWARTEGO

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Henryk Sienkiewicz - Krzyżacy - rozdziały 81-84

Henryk Sienkiewicz Krzyżacy Rozdział osiemdziesiąty pierwszy I wojna wybuchła wreszcie, nieobfita z początku w bitwy, ale w pierwszyc...