AKT PIĄTY SCENA I / Poranek na leśnej łące. — Skierka i Chochlik. / SKIERKA Jak po burzy ranek świeży! Byłem u matki bociana I nakarmiłem. CHOCHLIK Ja na zamku wieży Ucztowałem u sowy. Gdzie pani Goplana? SKIERKA Znów polecę po rozłogach, Polecę łąką i borem; Kwiatki postawię na nogach, Rozczeszę żyto na grzędzie, Zatrzymam się nad jeziorem, Zawołam: „Labu, labusie!” I dwa Goplany łabędzie Po wód błękitnym obrusie Przypłyną do mnie z ajeru; Garsteczką złotego żeru Śnieżne ptaszęta przysypię; I znów lecę pod leszczynę, Gdzie łania Goplany szczypie Błyszczącą deszczem krzewinę; I tęczę nad nią zawieszę, I różę nad nią rozwinę; I znowu dalej pospieszę Na skrzydłach babki konika. / Przypływa tuman mgły rannej, oświecony tęczą; spod bramy kolorów wychodzi Goplana. / GOPLANA Chodźcie mnie uścisnąć, aniołki, Bo Goplana na wieki wam znika. O! zapłakane fijołki! Róże moje, bądźcie zdrowe. SKIERKA Co ty śpiewasz?… GOPLANA Niestety! niestety! Piosenkę pożegnania. SKIERKA Jeszcze oczerety Nie gną się od jaskółek, jeszcze dnie wiosnowe. GOPLANA Polecę w okropną krainę, Gdzie sosny i śniegi sine, Gdzie słońce jak gasnący żar; Gdzie księżyc jak twarz tych mar, Co z grobu wychodzą na cmentarz. Anioł kar ze mną popłynie Krzycząc mi w duszy: „Pamiętasz o róż i malin krainie”. Bądźcie zdrowi! bądźcie zdrowi! Poplątałam ludzkie czyny Tak, że Bogu mścicielowi Trzeba wziąć grom i upuścić Na ludzkie dzieła i winy… SKIERKA My cię nie chcemy opuścić, Goplano! Goplano! Goplano! GOPLANA Puszczajcie biedną wygnaną, Kiedyś wam o mnie zaśpiewa Piosenkę obca ptaszyna Usiadłszy na gałązce płaczącego drzewa. Bądźcie zdrowi! moja wina, Że wygnana w północ lecę. CHOCHLIK Jeszcze ci w drodze poświecę, Jak hajduk biegnąc z ognikiem. GOPLANA Dziś długim związane szykiem Na północ lecą żurawie, Uczepię się tego wianka I w powietrzu się przepławię, Jak biedna dziewic równianka W błękitne rzucona fale. SKIERKA O biada! o biada! o biada! GOPLANA Próżne żale! próżne żale!… / pokazuje w głąb lasu / Tam szarfa żurawi spada Na łąki błyszczące rosą; Gdy się żurawie podniosą, Uchwycę się szarfy końca I w błękit polecę blada, Blada jak miesiąc od słońca, Lekka jak liść, co opada. Lecz nad mury gnezneńskiemi Lecąc, zaśpiewam smutne pożegnanie ziemi. / Wychodzi — Skierka i Chochlik lecą za nią. / SCENA II / Pod murami Gnezna wał. / / Kirkor z dobytym mieczem, ze skrzydłami orlimi na barkach, wchodzi na czele wojska. — Chorągwie rozwinięte — trąby grają. / KIRKOR / do Rycerzy / Człowiek, co się o berło Lachów upomina, Nie chciał wystąpić w szranki; jak podła gadzina Kryje się, a zebrawszy, co mówię! ten podły Obietnicami, złotem, zakupiwszy sobie Mnogich stronników… rycerz z nieznanymi godły, Walką chce tron owładać i na moim grobie Stanąć jako na pierwszym szczeblu królowania. Mnodzy rycerze nasi (niech nas Bóg ochrania Od takiego szaleństwa i takiej ślepoty!), Mnodzy nasi rycerze przeszli pod namioty Jasnego oszukańca, lecz Bóg patrzy z nieba W serca ludzkie; nam zdrajców przekupnych nie trzeba. Skoro przybędzie Popiel, po którego w lasy Posłałem trzech rycerzy, z orlimi hałasy Rzucimy się na złoty obóz samozwańca. / do Rycerzy stojących na murach / Wy zamykajcie bramy… Niech z każdego szańca Na pole walki patrzą mnogie samostrzały! Gdybym ja przegrał, zginął, to jeszcze te wały Długo bronić się mogą… Niech wam siwe głowy Przypomną w chwilę strachu, że mur południowy Najsłabszy, że tam trzeba postawić mur ludzi. Ale da Bóg, że miasto jutro się obudzi Wolne od zgrai łotrów. RYCERZE Zwyciężysz, Kirkorze! KIRKOR Jeśli Bóg da… ach! kiedyż ja przyłbicę złożę! Kiedyż wrócę do żony? kiedyż ujrzę koniec Krwawym sprawom królestwa i rozbojom? JEDEN Z RYCERZY Goniec. / Wchodzi Goniec kurzawą okryty. / KIRKOR We trzech wysłani w bory, nie przyprowadzacie Pustelnika Popiela? GONIEC Okropność! KIRKOR Czy w chacie Nie znaleźliście starca? mów… walka nas czeka. GONIEC W celi nie było starego człowieka; Lecz na skrzypiącej gałęzi przed chatą Trup jego wisiał na grubym powrozie. Z białymi włosy i z podartą szatą Wicher się bawił i trupa kołysał Jak stara mamka. KIRKOR Trąbić po obozie Hasło do walki! — Los jemu dopisał, Do śmierci gonił nieszczęściem i zabił Nieznaną ręką. — Serceś mi osłabił Twoją powieścią, spraw się dobrze w boju. — Mówisz, że wisiał? GONIEC W pustelniczym stroju Wisiał przed chatą. Na nieszczęsnym drzewie Wrona krakała… KIRKOR Idźmy! niech w powiewie Tańczą chorągwie… idźmy! ścisnąć szyki! Nadzieja w męstwie. — Niech zaczną łuczniki!… / wychodzi z wojskiem / SCENA III / Namiot Balladyny. / / Kostryn i Balladyna w zbrojach — z hełmami zapuszczonymi wchodzą na scenę. / KOSTRYN Zostań w namiocie, nie wychodź na pole, Bo, jak przeczuwam, wkrótce Kirkorczycy Walkę rozpoczną. Obóz jego w dole, A nasz na górze jak gniazdo orlicy. BALLADYNA Wiele dusz stanie za chwilę przed Bogiem. KOSTRYN Gdzie młócą żyto, tam plewy z omłotku Lecą pod niebo. Stój za gumna progiem I nie rozplątuj znów na kołowrotku Szczero–sumiennym — zaplątanych pasem Dziwnej przeszłości. / Wchodzi Żołnierz. / ŻOŁNIERZ Z okropnym hałasem Idą do boju szyki Kirkorowe. KOSTRYN Królewiczątko moje, bądź mi zdrowe! BALLADYNA Czy zwyciężymy? KOSTRYN Siedź, pani, w namiocie. Niechaj cię próżność nie prowadzi w złocie Na oczy słońca i na łuków żądła. Bogdaj byś cicho śpiewała i prządła Szatę królewską lub śmierci koszulę; To albo drugie pewnie ci się przyda… Ha! ha! z proc lecą ołowiane kule, Patrz, jak kolczate… hej, giermku, gdzie dzida I tarcza moja? / bierze tarczę i dzidę z rąk giermka i wychodzi / BALLADYNA / sama / Jeżeli zwycięży, Jak mu nagrodzę? w ziemi całej łonie Nie znajdę kruszcu na zalanie gardła Temu Niemcowi. Lecz jeżeli przegra? Jeżeli przegra, to się wszystko skończy Chwilą okropną, wszystko się rozwiąże Jak straszna bajka jakiej czarownicy: Przegrała, w piersi przebiła się nożem, A nóż zatruty był jadem gadziny. Gdzie ta kobieta? Obaczyłam w lesie Babę, podobną do roztrzaskanego Piorunem dębu… kazałam potworze Z krukami śmierci gonić za obozem I przynieść jadu czerpanego z węży. / Stara kobieta w łachmanach wchodzi, podnosząc zasłonę namiotu. / Jesteś? STARA Przyniosłam rożek ludomoru. BALLADYNA Daj… i uciekaj do ciemnego boru, Uciekaj, mówię, stara czarownico; A spróbowawszy na kim tego jadu, Zapłacę tobie… precz, bo cię pochwycą Rycerze moi i na rzece spławią. / Ucieka Stara kobieta. / Okropna jędza… Włos by gniazdo gadu Wisi w postronkach, a oczy się krwawią Jak zęby wilcze obroczone w ścierwie. Nóż ten zatruty piersi mi rozerwie, Jeżeli w ręce męża wpadnę żywa, I serce moje bijące ukąsi Jak żądło osy. Już po jednej stronie Jadem zmazany okropnie poczerniał I zarumienił się rdzą, pozieleniał; A druga strona jeszcze nie dotknięta Śliną wężową, czysta jak tasaki Świeżo na krętym brusie pociągnione. / Wchodzi Żołnierz. / Co słychać? ŻOŁNIERZ Panie! wszystko zawichrzone Na polu walki jak w burzliwej chmurze. BALLADYNA Czy przegrywamy? ŻOŁNIERZ Na szańcowej górze, Gdzie rosną brzozy nad źródłem, widziałem Grafa Kirkora; otoczony wałem Zabitych ludzi, trzyma się i siecze Jasną siekierą. BALLADYNA Z czymżeś ty, człowiecze, Do mnie przysłany? ŻOŁNIERZ Donoszę ci, książę, Że dwiestu ludzi przekupionych wczora Przeszło na polu z szeregów Kirkora Na stronę naszą. Jeśli się rozwiąże Na lewym skrzydle łuczników gromada Kupiona złotem, pole będzie nasze. BALLADYNA Jeszcze nie przeszli! opieszała zdrada Gorsza niż wierność… Idź w bojową kaszę Z łyżką żelazną, jeżeli w nią wpadnie Głowa jakiego wodza, będziesz panem… Rozumiesz? można spoza góry snadnie Podejść… zaskoczyć na plecy — czakanem Ciąć w łeb stalowy. — Idź — bić — i zabijać. / Wchodzi drugi Goniec. / GONIEC Lewe się skrzydło zaczęło rozwijać I pierzchać w Gnezno… wkrótce walki koniec. Przy nas zwycięstwo… BALLADYNA Dobrej wieści goniec Niech ma zapłatę… / daje pieniądze / Czy wódz wrogów wzięty? GONIEC Widziałem sztandar Kirkora zatknięty Na małym wzgórku, gdzie rosną trzy brzozy; A trupów szaniec urósł tak wysoko Około niego, że my pełni zgrozy, Ani wziąć wodza mogliśmy na oko, Ani przestąpić umarłego wału. BALLADYNA Jeżeliś pełny męstwa i zapału, Jeśli chcesz kiesy po wierzch pełnej srebra; Idź na ten wzgórek, niech ci trupie żebra Będą drabiną, postronkami włosy. Idź i zabijaj… / Słychać okrzyki. / Co to są za głosy? / Kostryn wchodzi zbrojny i krwią pomazany. / A Kirkor? KOSTRYN Zginął… BALLADYNA / chowając nóż zatruty po jednej stronie / Miałam nóż gotowy… Winnam ci życie. Naczelników głowy Niech kat pościna — idź, wydaj rozkazy… / Kostryn wychodzi. / GŁOSY ZA NAMIOTEM Niech żyje wódz nasz, Fon Kostryn! BALLADYNA Niech żyje Wódz wasz, Fon Kostryn… powtarzam wyrazy Jak głupia sroka… rzucę się na szyję Niemca i węzłem pocałunków zduszę. / Kostryn wprowadza poselstwo ze stolicy — jeden z obywateli niesie na tacy złotej chleb i sól. / KOSTRYN Oto poselstwo z poddanej stolicy. BALLADYNA Kazałeś wieszać? KOSTRYN Pierwsi buntownicy Już zgromadzeni pod maćkową gruszę; A ta się cieszy, że do siego roku Dwa razy będzie nosiła owoce. BALLADYNA / do poselstwa miejskiego / Czego wy chcecie? / Posłowie klękają. / POSEŁ MIEJSKI Aniele z obłoku! Do ciebie serca narodu sieroce Wznoszą się wszystkie, ty bądź kraju panem. Stolica całym zniżona kolanem Czeka na ciebie z otwartymi bramy. Witaj więc! witaj, miły hospodynie! Serca i skarby, i wszystko, co mamy, Pod nogi twoje strumieniem popłynie, Boś już zasłużył na wdzięczność narodu Skaraniem hersztów, którzy nas uwiedli. Ci nas mękami, karą miecza, głodu, W mieście trzymali; a nasze zaś serca Ciebie szukały. Obyśmy dowiedli, Że między nami żaden przeniewierca Na gniew twój, wielki panie, nie zasłużył, Obyś żył długo, obyś skarbów użył, Obyś nieszczęsną przyciśnionych dolą I tu przed tobą klęczących na prochu Przyjął łaskawie. Chlebem cię i solą Witamy, panie. BALLADYNA / do Kostryna / Czy z tego motłochu Żaden przeciwko mnie nie nosił broni? KOSTRYN Dwóch językami walczyło po mieście, Lud namawiając do boju. BALLADYNA Gdzie oni? KOSTRYN / wskazując / Pan burmistrz Kurier i Pismo. BALLADYNA Powieście Obu rycerzy burmistrzów na dzwonie Wieży zamkowej. PIERWSZY Z POSŁÓW Panie! w twoim łonie Kamienne serce. BALLADYNA To wreście, to wreście Na wasze prośby ułaskawiam obu. Wybić im zęby i wyłamać szczęki, Niechaj nie walczą. PIERWSZY Z POSŁÓW Więc nie ma sposobu Ubłagać ciebie przez łzy ani jęki, Żelazny panie nasz? BALLADYNA Jestem kobietą. / widząc, że się cofają z przerażeniem / Cóż to? Cofnęli się jak od zarazy, I znów jak wiatrem kołysane żyto Biją głowami? PIERWSZY Z POSŁÓW Na twoje rozkazy Czekamy, pani, panuj z ludu wolą. BALLADYNA Bez ludu woli… Dajcie mi chleb z solą. Posłowie, ufam drożdżom tego ciasta. Chodź tu, Kostrynie. Winnam ci tak wiele, Że ci połowa zdobytego miasta, Połowa kraju i chleba połowa Słusznie należy… / wyjmuje nóż zatruty po jednej stronie i rozcina na dwoje chleb / Wszystkim się podzielę, A serce weźmiesz całe. KOSTRYN / klękając / O! królowa! BALLADYNA / kosztując chleb, widzi, że Kostryn także je podaną sobie połową / Czyń, co ja czynię. Nie lękam się jadu W chlebie poddanych. Choćby miasto żyta Użyli łusek żelaznego gadu, Smaczną ci będzie żelazem zdobyta Bułka… Jedz, proszę… trzeba ludziom wierzyć. A teraz każcie z tryjumfem uderzyć W trąby zwycięskie. Idźmy, wojownicy, Do otworzonej żelazem stolicy. / wychodzi oparta na Kostrynie, za nią posłowie i lud / SCENA IV / Sala królewska w Gneznie — tron w głębi — Kanclerz u stóp tronu. Panowie państwa. Wawel dziejopis. — Paź. — Dwór. — Sędziowie. / KANCLERZ Wszystko gotowe na przyjęcie pana. Zasiądźcie teraz ławy po urzędzie, Przy samym tronie wodzowie i sędzie, Szafarze zboża, dolewacze dzbana. Niech wszystkich razem nowy król powita. / Wchodzi Goniec. / GONIEC Świetny urzędzie, wieść przynoszę ważną, Nasz król, pan nowy — kobieta. KANCLERZ Kobieta! WSZYSCY Królem kobieta! KANCLERZ Niech będzie odważną, Jak była Wanda… niech tak dobrą będzie, Ale szczęśliwszą. / Goniec drugi wchodzi. / GONIEC Prześwietny urzędzie! Królowa weszła już do bram stolicy. KANCLERZ Każcie, niech wszystkie serca na dzwonicy Biją dzień cały, tak jak serca ludu. PIERWSZY Z PANÓW Wieszczbiarz nie może wytłumaczyć cudu, Co się ukazał dzisiaj narodowi. Lud niespokojny. KANCLERZ Co za cud? PIERWSZY Z PANÓW Nad opis. Jeżeli chcecie, to go wam opowie I w księgi wpisze szlachetny dziejopis Królów na Gneznie. KANCLERZ Przemądry Wawelu, Czy sam widziałeś? WAWEL Co widziało wielu, Mogę poświadczyć jak świadek naoczny. Dnia tego ranek był po stronach mroczny, Lecz się wyjaśnił ku wschodowi słońca — Więc jak widziałem prawie sam… od końca Niebios, skąd błyszczy gwiazda Oryjona, Wyleciał, lecąc sznur żurawi biały, A na nim wisząc za śnieżne ramiona Mglista niewiasta. KANCLERZ I wszystko widziały Twe własne oczy, przemądry Wawelu? WAWEL Nie ja widziałem, lecz widziało wielu; Mogę przyświadczyć na rzecz z mego czasu. PAŹ Ja sam widziałem z goplańskiego lasu Za żurawiami lecącą dziewczynę. Ta na ostatnią orszaku ptaszynę Padając, białe zawiązała rączki Za szyję ptaka; a głową do ziemi Sypała włosów rozwite obrączki Jasne jak słońce, i tak na warkoczu, Gdy promieniami rozwiał się złotemi, Leżała płynąc. KANCLERZ Trzeba dziecka oczu, Aby na szmatach niebieskiego płótna Obraz widziały. / Ściemnia się jak przed burzą. / JEDEN Z PANÓW Co to? ciemność smutna Na tron upadła i nam na oblicza: Jak zaćmionego słońca tajemnicza Zieloność — bladzi staniemy przed panią. KILKU Okropna ciemność. / Wchodzi Strażnik wieży. / STRAŻNIK Nad blaszaną banią Królewskich zamków, skąd w niebo wytryska Igła złocona, okropne chmurzyska Wkoło się czarnym owinęły wiankiem I coraz grubsze już wiszą nad gankiem, Gdzie ustawiona muzyka króleska. A cała nieba równina niebieska, Jakby się z jednej urągała chmury. KANCLERZ Bijcie we dzwony. STRAŻNIK Łono ma z purpury Ognistej… KANCLERZ Deszczu potrzeba, niech pada. STRAŻNIK Na czarnym wozie jakaś jędza blada, Stu żurawiami wywieziona z piekła, Wężami stado wędrujące siekła I kierowała nad zamek do chmury. Siedzi w mgle teraz, ale jęk ponury Piekielnych ptaków z mgły się wydobywa. Słyszycie? / Słychać jęk z wieży. / KANCLERZ Prawda, jakiś jęk nieznany! PANOWIE / zrywając się z ław / Okropność!… KANCLERZ Niech się żaden z ław nie zrywa. A ty, strażniku, musiałeś być pjany I sam stworzyłeś wieść o czarownicy. STRAŻNIK Ja sam widziałem i lud z okolicy, I lud gnezneński… OKRZYKI / za sceną / Niech żyje królowa! / Balladyna wchodzi w królewskim ubiorze, w koronie Kostryn w zbroi. Lud… / KANCLERZ Pani! niech będzie poświęconą głowa, Co nam przynosi koronę Popielów. Witaj i panuj tak mądrze i szczodrze, Ażebyś z Bogiem do najświętszych celów Lud prowadziła. Przewiąż się na biodrze Szatą czystości, czoło wznieś do nieba. Daj łaskę winnym — daj łaknącym chleba, A wszystkim niechaj rządzi sprawiedliwość. BALLADYNA / z tronu / Cóż mam uczynić? KANCLERZ Praw naszych gorliwość O dobro ludu stanowi od dawna, Że król, nim siądzie do pierwszego stołu, Nim da spoczynek strudzonemu czołu, Które uciska w dzień korona sławna: Wprzódy na ławie sądowniczej siada, I rozwiązuje kryminalne sprawy. BALLADYNA Niech się tak stanie, jak wasze ustawy Każą… / Kostryn chwieje się i pada. / JEDEN Z PANÓW Co to jest? wódz blednie i pada? / Balladyna przystępując do leżącego Kostryna. / Co to się znaczy… słabo ci? KOSTRYN Umieram. BALLADYNA Panie mój! drogi! KOSTRYN Precz! jędzo trująca! Zrzućcie ją z tronu — ja pierwszy otwieram Grobowiec ciemny dla ludzi tysiąca, Co będą żyli pod nią… BALLADYNA On w malignie… Wynieść go! wynieść!… ciało jego stygnie… Niech lekarz jaki uzdrowi go, za to Połową kraju zapłacę. LEKARZ Już skonał. / Wynoszą ciało Kostryna. Lekarz idzie za nim. / KANCLERZ Pani, okropną zasmucona stratą, Znoś ją cierpliwie. Bóg ciebie przekonał, Na samym wstępie u złotego tronu, Że przy tych szczeblach stoi widmo zgonu I czeka na nas. BALLADYNA / do siebie / Już przeszłość zamknięta W grobach… Ja sama panią tajemnicy. / głośno / Każcie wojennym brańcom rozkuć pęta, Zastawić stoły na rynkach stolicy I dawać co dnia dla żebraków strawę. KANCLERZ Wdzięczność i sława tobie. BALLADYNA Ja o sławę Nie dbam, a wyższa teraz nad sąd ludu, Będę, czym dawno byłabym, zrodzona Pod inną gwiazdą. Życie pełne trudu Na dwie połowy przecięła korona. Przeszłość odpadła jak od płytkiej stali, Którą po stronie jednej ośliniła Żmija — połowa jabłka leci zgniła I czarna jadem. Wyście mnie nie znali Taką, jak byłam — niech więc lud nie śledzi Przeszłości mojej. Wiecie, com wyznała, A resztę wyznam księdzu na spowiedzi. Ha! jeszcze jedno — poszukajcie ciała Grafa Kirkora między gęste trupy. I na ten wzgórek, gdzie już tylko słupy Brzóz obrąbanych mieczami się bielą, Zanieście mary z jedwabną pościelą, Na tej pościeli przyniesiecie śpiące Zwłoki Kirkora… Niech ludu tysiące Płacze przy marach tego, co z orężem Poległ mym wrogiem… a był moim mężem. — Zaprawdę mówię, ja — po grafie wdowa. Lecz niech nie roi bajek tłum gawiedzi; Co miała wyznać, wyznała królowa, A resztę powie księdzu na spowiedzi. Teraz, kanclerzu, wywołaj przede mnie Zbrodniów — na pierwszym siedzę trybunale. Jeśli fałsz wydam, niechaj będzie ze mnie Gniazdo robaków! niech się ogniem spalę! Ani mię ujmie dobroć, ani trwoga, Ani odwiodą ludzie, ani czarty. Przysięgam sobie samej, w oczach Boga, Być sprawiedliwą. KANCLERZ Woźni! WOŹNI Sąd otwarty. KANCLERZ Oto jest księga praw. — Oto Zbawiciel Na suchym drewnie krzyża rozpostarty. Ucałuj księgę i krzyż! WOŹNY Oskarżyciel. / Staje Lekarz zamkowy. / KANCLERZ Ktoś jest?… LEKARZ Królewski lekarz. KANCLERZ O co sprawa? LEKARZ O jadotrucie. KANCLERZ Na kim? LEKARZ Na Kostrynie. Twój wódz, o pani można i łaskawa, Otruty skonał; wielki rycerz ginie Od jadu, co się zowie ludomorem. Na jego ciele żelaznym kolorem Wyszło tysiące plam; skonał otruty. KANCLERZ Kogóż posądzasz? LEKARZ Niech sąd szuka winnych. BALLADYNA Zbrodniarz nieznany? odłożyć do innych Sądów tę sprawę. Niech ma czas pokuty. KANCLERZ Zwyczajem kraju jest, mościa królowo, Wydawać wyrok choćby nad nieznanym, I zawieszony miecz trzymać nad głową Tajnego zbrodnia, aż będzie schwytanym I da nam gardło. BALLADYNA Są jednak zbrodniarze Wyżsi nad wyrok, święci jak ołtarze, Niedosiągnieni… KANCLERZ Takich Bóg ukarze. Do ciebie ziemski wyrok dać należy Szczero-sumienny. BALLADYNA Cóż wyrzekły prawa? KANCLERZ Jeżeli który z szlachty i z rycerzy Trucizną gorzką na życie nastawa Równego sobie i dopełni czynu, To kara miecza. Jeśli zaś kto z gminu Otrucie spełni… BALLADYNA Dosyć!… KANCLERZ Sądź, królowo. Niechaj u ciebie mniej waży praw słowo Niż głos sumnienia. BALLADYNA Skończmy! Otrawiciel Winien jest śmierci. KANCLERZ Na zamkowym progu Otrąbić wyrok. A jeżeli mściciel Kat nie wypełni, zostawiamy Bogu! / Słychać trąby. / Niech teraz stanie drugi oskarżyciel. / Wchodzi Filon z nożem i z dzbankiem malin, w kwiaty. / FILON Cień tego, czym byłem. O! smutki! Wyście mi pamięć odjęły na wieki, Dręcząc pamięcią. Jako nezabudki, Trącane ciągle od płynącej rzeki, Znajdują radość w ciągłym kołysaniu Błękitnej fali: tak ja, bity falą Płynących smutków, we łzach i w niespaniu Ulgę znajduję. KANCLERZ Prawodawczą szalą Nie można ważyć tego człeka mowy. Tłumacz się jaśniej. FILON Oto malinowy Dzbanek, a oto nóż. A te maliny Były pod głową zabitej dziewczyny, Nóż był w jej piersiach. Niechaj z tego dzbanka Wypłynie nowy Eurotas płaczu, Niech zaprowadzi smutnego kochanka Falą przejrzystą do kochanki grobu, A ja mu powiem: „Strumyku tułaczu, Dzięki ci wieczne, w grobie dla nas obu Będzie spoczynek i cichości morze. Przebacz, Apollo! promienisty Boże! Że łzy przyszedłem przed ludźmi wylewać I smutek z nimi łamać jako chleby. Przychodzę ludziom smutną pieśń wyśpiewać, Przyszedłem jako Orfeusz w Ereby Prosić Plutona, by mi wrócił żonę”. Słuchajcie! ona żoną moją była, Żoną mej duszy; dziś jedna mogiła Zamyka białe ciało, zakrwawione Tym nożem… patrzcie! Oto na tym dzbanku Znalazłem martwą, o wiosny poranku, Zabitą nożem. KANCLERZ W tej zawiłej skardze Czuć zbrodni zapach… BALLADYNA Kanclerzu, ja gardzę Szalonych ludzi zaskarżeniem. KANCLERZ Pani! Sąd winien śledzić do ostatka, ani Pogardzać smutnym psa na kogo wyciem. Więcże, pasterzu, rozstała się z życiem Twoja małżonka? i znalazłeś ciało Nożem przebite. Kiedy się to stało? FILON Trzy razy księżyc i gwiazdy pobladły Przed Apollinem. KANCLERZ Mów, na kogo padły Twe podejrzenia o zabójstwo krwawe? FILON Ach! Parki! Parki! Parki niełaskawe Przecięły srebrną nitkę jej żywota; Może też z nieba jaka gwiazda złota Pozazdrościła mej kochance blasku W oczach, i oczom zawrzeć się kazała. KANCLERZ Gdzież ją znalazłeś? FILON W dumającym lasku, Pod cieniem wierzby rozpłakanej, spała Snem nieprzespanym. KANCLERZ Zawikłana sprawa. Wydaj, królowo, wyrok na nieznanych, Radź się sumnienia. BALLADYNA A jak sądzą prawa? KANCLERZ Za śmierć chcą śmierci. BALLADYNA Z tych pozabijanych Nie będziem mieli prochu ani ćwierci. KANCLERZ Wydaj sumienny sąd. BALLADYNA Winna jest śmierci. KANCLERZ Winna… Więc sądzisz, że zbrodniarz niewiasta? BALLADYNA Sądzę, jak sądzę… KANCLERZ Niech ludowi miasta Otrąbią wyrok na zamkowym progu. Katowi zemsta należy lub — Bogu. / Trąby. / Niech teraz stanie oskarżyciel trzeci. / Wchodzi ślepa Wdowa, matka Balladyny. / Ktoś ty jest? WDOWA Wdowa. KANCLERZ Na kogo? WDOWA Na dzieci Skargę zanoszę… Mówią, że królowa Piękna jak anioł, niechaj ona sądzi… Miałam dwie córki, stara, biedna wdowa, Żywiłam obie. — Jak to często błądzi Człowiek na ziemi, czekając pociechy — Młodsza uciekła spod matczynej strzechy, Niedobre dziecko. Lecz druga… o Boże! Królowo moja, ty jak anioł biała, Sądźże ty sama! — Druga poszła w łoże Wielkiego grafa; bogdajbym skonała, Jeśli ja kłamię; graf ją wziął za żonę. Królowo moja, bogdaj ci koronę Bóg wiecznie trzymał na tej mądrej główce, Osądź! — W tej drugiej córce jak w makówce Było rozumu. Graf ją kochał bardzo, Ale ja matka kochałam jak matka! Aż tu w jej zamku już służalce gardzą Biedną staruszką — cierpię do ostatka Wzgardę służalców, grób był dla mnie blisko — Aż tu mnie jednej nocy te córczysko W obliczu ludzi zaprzało się głośno… „A! córko”, mówię, „bądźże ty litośną Dla starej matki, co już bliska truny”. Była noc straszna i deszcz, i pioruny, Pioruny i deszcz, i ciemno, i burza. Córka kazała wypędzić z podwórza Mnie, starą matkę, na wichry i deszcze, W noc i w pioruny, i w burzę, i jeszcze Głodną kazała — niech jej Pan Bóg Stwórca Przebaczy! — Głodną wypędzić z podwórca, Do lasu… Wiatr mię poniósł za łachmany, Piorun wypalił oczy. O! różany Mój królu! złoty mój panie! litości! KANCLERZ Pani, ty milczysz? Takiej nieprawości Mszczą się okropnie nasze mądre prawa. BALLADYNA Przecież nie śmiercią? KANCLERZ Lechitów ustawa Śmierć przepisuje na niewdzięczne dzieci. Niechaj cię księga naszych praw oświeci, Czytaj… i czytaj we własnym sumnieniu. A ty, staruszko, nazwij po imieniu Wyrodną córkę, a kat ją ukarze, Chociażby z pierwszym grafem państwa w parze Los ją powiązał… Powiedz grafa miano I córki imię, a prawa dostaną Przez mury zamku jej serca i głowy. WDOWA Co? śmierć na córkę?… Panie, bądź mi zdrowy. Żegnaj, królowo, ja wracam do boru, Będę żyć rosą… KANCLERZ Podług ustaw toru, Kto zaniósł skargę, odstąpić nie może. Wyznaj… WDOWA Nie! nie! nie! KANCLERZ Wziąć na tortur łoże, I wszystkie stawy jej w żelazne kleszcze. Cóż? wyznaj, stara… WDOWA Nie, panie. KANCLERZ Raz jeszcze Pytam się ciebie o imię złej córy. WDOWA Ona niewinna. KANCLERZ Wziąć ją na tortury. WDOWA / wydzierając się straży / Królowo moja, zlituj się! ja stara! Ja bym być mogła matką twoją… Boże! Ty nic nie mówisz? Nic?… To jakaś mara Straszna na tronie. Więc ja się położę Na tych żelazach i skonam, a w niebie Bóg wam odpuści. KANCLERZ Wygadasz w boleści. WDOWA Panie mój! jasny panie! i u ciebie Żelazne serce… / odchodzi ze strażą / KANCLERZ Praw się trzymam treści. A za to niech mię wielki Bóg obwini, Lub uniewinni… A ty, monarchini, Wiedz, że mam serce pełne łez, goryczy I przerażenia. / Słychać jęk. / Co to jest? ŻOŁNIERZ To krzyczy Stara kobieta… KANCLERZ I nic nie wydała? ŻOŁNIERZ Nic… KANCLERZ Poczekajmy. BALLADYNA Z mego teraz ciała Kat zrobił sercu torturę… rozciąga… Wody! / Podają pić. / ŻOŁNIERZ Już zdjęta z żelaznego drąga. BALLADYNA Już!… Powiedziała co w bolach? ŻOŁNIERZ Umarła. BALLADYNA Umarła, mówisz? ŻOŁNIERZ Jak ją kat położył Na tortur kleszczach, to oczy zawarła; A patrząc na nią, kto by się pobożył, Że to kościany Chrystus był bez ducha. Każda kosteczka wywiędła i sucha Przez rozciągniętą skórę wyglądała Prosząc o litość… KANCLERZ I nic nie wydała? ŻOŁNIERZ Umarła cicho… A na suchej twarzy Dwa wykopała dołki śmierć kościana I w obu dołkach stoją łzy. BALLADYNA Od rana Siedzę na sądach, a żaden z nędzarzy Tak nie pracuje długo i tak znojnie. Już noc, panowie. KANCLERZ Nie… to czarna chmura Wisi nad zamkiem. Poradź się spokojnie Twego sumnienia, czego wartą córa, Dla której matka taką śmiercią kona? BALLADYNA Wy ją osądźcie. KANCLERZ Niech twoja korona Przybierze blasku sądem sprawiedliwym. Ona zaprawdę winna ogniem żywym Być obrócona na węgiel piekielny. Osądź ją… WSZYSCY Osądź! KANCLERZ Jak Bóg nieśmiertelny, Winna jest sądu. WSZYSCY Pociąć ją na ćwierci. KANCLERZ Radź się sumnienia i sądź. BALLADYNA / po długim milczeniu / Winna śmierci! / Piorun spada i zabija królowę — wszyscy przerażeni. / KANCLERZ Król–kobieta piorunem boskim zastrzelony; Zamiast w koronacyjne bić w pogrzebu dzwony! KONIEC EPILOG PUBLICZNOŚĆ / wywołując / Dziejopis Wawel! Wawel, narodu dziejopis! / Wawel wychodzi, kłaniając się. / WAWEL Prześwietna publiczności, oto mój skoropis Zaczął rzecz wydarzoną wpisywać do kronik. Przerwaliście mi pracę. PUBLICZNOŚĆ Czyjże jesteś stronnik? WAWEL Jestem sędzia bezstronny i naoczny świadek. PUBLICZNOŚĆ Jakżeś ty piorunowy opisał przypadek? Powiedz! myśmy widzieli rzecz całą do końca. WAWEL Z ziarnka piasku dojść można do obrotu słońca, Zaciekając się w rzeczy wydarzonej jądrze. Królowa jak Salomon panowała mądrze, Więc musiała być mądrą, przy mądrości cnota. PUBLICZNOŚĆ Panie Wawel, za prędka twych sądów szczodrota. Było za kulisami stać od pierwszej sceny. WAWEL Komponowałem wtenczas nad Popielem treny. PUBLICZNOŚĆ Cóż o rodzie królowej? WAWEL Z historycznych szczytów Patrząc, ród jej prowadzę z kraju Obotrytów, Którzy mięsa nie jedzą. Choć jeden uczonek Mieni, że pochodziła z kraju Amazonek; Ale ja mu zarzucam fałsz w kroniki nocie I dowodzę dowodem, i topię go w błocie. Obaczycie go piórem zabitego w trunie. PUBLICZNOŚĆ Cóż powiadasz na piorun? WAWEL Sądzę o piorunie, Że kiedy burza bije, trzeba bić we dzwony, Że gałązka laurowa lepsza od korony, Bo w laur piorun nie bije ani głowie szkodzi. PUBLICZNOŚĆ Czy jesteś tego pewny? WAWEL Ten, co w laurach chodzi, Autor niniejszej sztuki, słusznie wam opowie, Że odkąd nosi wieniec laurowy na głowie, Piorun weń nie uderzył. PUBLICZNOŚĆ Pochlebiasz, mój łysy, I królom, i poetom… Idź precz za kulisy! KONIEC EPILOGU ----- Ta lektura, podobnie jak tysiące innych, dostępna jest na stronie wolnelektury.pl. Wersja lektury w opracowaniu merytorycznym i krytycznym (przypisy i motywy) dostępna jest na stronie http://wolnelektury.pl/katalog/lektura/balladyna. Utwór opracowany został w ramach projektu Wolne Lektury przez fundację Nowoczesna Polska. Ten utwór nie jest objęty majątkowym prawem autorskim i znajduje się w domenie publicznej, co oznacza że możesz go swobodnie wykorzystywać, publikować i rozpowszechniać. Jeśli utwór opatrzony jest dodatkowymi materiałami (przypisy, motywy literackie etc.), które podlegają prawu autorskiemu, to te dodatkowe materiały udostępnione są na licencji Creative Commons Uznanie Autorstwa – Na Tych Samych Warunkach 3.0 PL (http://creativecommons.org/licenses/by-sa/3.0/). Tekst opracowany na podstawie: Juliusz Słowacki, Dramaty: Maria Stuart; Kordian; Horsztyński; Balladyna, wyd. Zakład Narodowy im. Ossolińskich, Wrocław 1974 Wydawca: Fundacja Nowoczesna Polska Publikacja zrealizowana w ramach projektu Wolne Lektury (http://wolnelektury.pl). Reprodukcja cyfrowa wykonana przez Bibliotekę Narodową z egzemplarza pochodzącego ze zbiorów BN. Opracowanie redakcyjne i przypisy: Eugeniusz Sawrymowicz, Aleksandra Sekuła, Olga Sutkowska. ISBN 978-83-288-2852-0
czwartek, 20 czerwca 2019
Juliusz Słowacki - Balladyna - AKT PIĄTY
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Henryk Sienkiewicz - Krzyżacy - rozdziały 81-84
Henryk Sienkiewicz Krzyżacy Rozdział osiemdziesiąty pierwszy I wojna wybuchła wreszcie, nieobfita z początku w bitwy, ale w pierwszyc...
-
Henryk Sienkiewicz W pustyni i w puszczy ROZDZIAŁ XL W cztery dni później Staś zatrzymał się na dłuższy wypoczynek na wzgórzu podob...
-
Juliusz Słowacki W pamiętniku Zofii Bobrówny Niechaj mnie Zośka o wiersze nie prosi, Bo kiedy Zośka do ojczyzny wróci,
-
AKT DRUGI SCENA I / Las przy jeziorze Gople. — Wschód słońca. — Chochlik i Grabiec w czerwone błoto trzęsawic uwalany — i dobrze podpiły...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz